sobota, 28 listopada 2020

"Pięć Stawów. Dom bez adresu." - Beata Sabała _ Zielińska

 

           Książkę dostałam w imieninowym prezencie. Do życzeń Asia dodała " nie może Mahomet do góry, to góra przyszła do niego, chociaż w innym wymiarze" . Ona wie jak bardzo kocham Tatry, a przez ostatnie lata je zaniedbałam.

            Książka jest o  stuletniej historii schroniska w Pięciu Stawach Polskich i historii rodziny go prowadzącej. Mówi o ludziach związanych z tym miejscem, ale też z innymi w naszych Tatrach. O zdarzeniach mających tam miejsce, o trudnym, a jednocześnie pięknym życiu, które tam można spędzać, o miłości do gór, o pasji, o braterstwie.Jest to najwyżej położone schronisko w polskiej części Tatr. "Szef Tatra Trade mówi, że dojście do Pięciu Stawów i to niezależnie od trasy podejścia, to ambitna wysokogórska wyprawa. Jest to szczebel wtajemniczenia tatrzańskiego z górnej półki".

 Cytaty:

 " Po co chodzisz w góry? - żeby dotknąć nieba"  - całkowicie sie z tym zgadzam.

 Stara legenda góralska mówi:

  " Kiedy zimą widzi sie czarnego motyla, w tej chwili w górach umiera człowiek"

        Kiedy byłam pierwszy raz w górach /  Morskie Oko i Czarny Staw pod Rysami/ w 1973 roku, miałam dwadzieścia lat i jedynie  szkolną wiedzę na ich temat.  Autokar podjeżdżał do  Włosienicy, dalej zaledwie dwa kilometry i byliśmy nad Morskim Okiem. Część grupy dołączyła przy schronisku. Mówili, że szli szlakiem przez Piątkę.  Wtedy, wydawało mi się to nie lada wyczynem. Potem były tylko obowiązki i długo, długo nic. Po dwudziestu trzech latach zaproponowano mi udział w tzw. wycieczce wagonowej. Sypialny wagon miał być zarówno środkiem transportu jak i hotelem, w którym w cenie noclegu serwują śniadania i kolacje, własnoręcznie przyrządzane. To nie był typowy wyjazd w góry. Ja, po dwudziestu ponad latach, wracałam, a moja córka miała je poznać, tak przy okazji. Podczas trzydniowego stacjonowania na bocznicy w Płaszowie, zwiedzaliśmy Kraków. Do Zakopanego wypadało wpaść. Zaplanowano na to zaledwie niecałe dwa dni. W tej sytuacji niewielki był wybór dokąd pójść. W pierwszym dniu było Zakopane: Pęksowe Brzysko, Krupówki i Gubałówka. Na drugi dzień wybrano Morskie Oko. Tym razem autokar zatrzymał się już w Palenicy Białczańskiej. Dalej na piechotę. Przy Wodogrzmotach rozdzieliliśmy się. Część grupy szła asfaltem do Morskiego, a część, niewielka, przez Piątkę. Nie wiedziałam co może nas tam spotkać, ale córka chciała, więc ja w pewnym sensie musiałam, bo nie chciałam jej puszczać samej. Dolina Roztoki była piękna, a ja coraz bardziej zmęczona. Córka daleko na przodzie, a ja ledwo szłam. W schronisku pierwsi już odpoczęli więc był sygnał, aby iść dalej, więc tylko wc  i bez odpoczynku. Na Świstówce  pamiątkowe zdjęcie grupy i przysięgłam wszem i wobec, że nigdy więcej, za żadne skarby świata. Potem były Karkonosze. W Tatry powtórnie pojechałam w 2000 roku. Wtedy to była już miłość. Każdego roku, a nawet dwa razy jak się udało. W 2008 roku powtórnie przeszłam z Palenicy do Morskiego przez Pięć Stawów. Sama, bez poganiania, z namaszczeniem, z czasem na podziwianie. Mam nadzieję, bardzo bym chciała pójść tam jeszcze raz, na pobyt z noclegiem, aby zobaczyć zachód i wschód słońca z tego miejsca. Ten nocleg w Piątce to było moje marzenie odkąd zaczęłam samodzielnie chodzić po górach. Niestety, rezerwować trzeba było zawsze z rocznym, albo i dłuższym wyprzedzeniem. Bałam się, że zapłacę, a potem nie pojadę, bo warunki pogodowe nie pozwolą. Przez ostatnie lata zaniedbałam góry. Książka obudziła tęsknotę, poszły w ruch znowu mapy i marzenia, a może nawet już plany. Mam nadzieję, że jeszcze się uda. Teraz myślę o trzech noclegach i dłuższym tam pobycie. Dolina jest duża, więc spacery na nie wymagających trasach i rozkoszowanie się widokami w miejscu,  gdzie krzyżują się szlaki . Wiem, że to byłoby już po raz ostatni, a jeśli się nie uda to i tak cieszę się, że wiem jak smakuje tamtejsza słynna szarlotka.

sobota, 3 listopada 2018

Dzisiaj spotkanie zza biurka

          Kiedy na początku roku przenosiłam tego bloga z innej platformy, która została zlikwidowana, przez nieumiejętne wykonanie tego zabiegu straciłam wszystkie zdjęcia. Teraz to uzupełniałam. Czytałam, wklejałam zdjęcia, analizowałam szlaki na moich mapkach, czyli spotkałam się z " moimi górami ", ale zza biurka. Uświadomiłam sobie, że może właśnie o to chodziło w pisaniu tego bloga, aby powrócić tam, kiedy nie będę miała już dostatecznie dosyć sił i wiary w swoje możliwości, kiedy nie będzie z kim, aby wędrować po tamtych ścieżkach. Po polskiej stronie Tatr byłam prawie wszędzie. Zielone linie na mapce to moje przebyte szlaki.


             Powinnam jeszcze zrobić taką mapkę strony słowackiej. Może kiedyś. Kolejne opisy mojej obecności w górach można znaleźć na stronie


               Są tam opisy wszystkich naszych wspólnych podróży, a te fragmenty dotyczące jakichś gór  są w miejscach zwiedzanych - góry. A tak naprawdę, to zatęskniłam za Tatrami.

środa, 24 stycznia 2018

Tatry zimą 2014 rok


                        Niejednokrotnie marzyłam o wyjeździe w Tatry zimą. W 2014 roku, w wyjeździe na narty zmieniliśmy kierunek. Zamiast włoskich Dolomitów wybraliśmy słowackie Tatry. Cieszyłam się podwójnie, bo narty i moje ukochane góry zimą. Były to trochę narty, a trochę zwiedzanie, ale ciągle w otoczeniu gór. Niestety, pomimo lutego, śniegu było jak na lekarstwo, więc zobaczyłam nie to czego oczekiwałam. Ale po kolei. Podróż do Tatrzańskiej Łomnicy to zaledwie jedna godzina i dziesięć minut Eurolotem do Popradu, a następnie piętnaście minut autokarem i byliśmy na miejscu w hotelu Uran / ten żółty, na drugim planie/.


Z hotelu mieliśmy pięć minut drogi do wyciągów narciarskich u stóp szczytu Łomnica.








            Codziennie po śniadaniu, czyli jak ruszały wyciągi, byliśmy gotowi do startu. Na dole ustawiała się kolejka. Tak, była kolejka. Jednak sześcioosobowe, podgrzewane kanapy szybko zawoziły na Start. Niektórzy jechali wyżej, na Skalnate Pleso. Zjazd ze Skalnatego dla mnie był ekstremalny.




          Zadowalałam się dwu kilometrową trasą niebieską. Te dwa kilometry w różnych kombinacjach/ fragment czerwoną/ zupełnie mi wystarczyły, zwłaszcza, że maksymalna ilość zjazdów nie przekraczała nigdy sześciu na dzień. To wystarczało, aby się zmęczyć, zwłaszcza, że po kilku zjazdach robiły się muldy i jeździło się nie najlepiej. Śnieg był mokry i ciężki. Trzeba było trochę siły użyć, aby pokonać dziesięć kilometrów w pięciu zjazdach. Pozostawialiśmy więc trochę energii na zwiedzanie okolicy, zwłaszcza, że to też było chodzenie. Narty to sport ekstremalny. Spotykaliśmy osoby o kulach, z laską, z ręka na temblaku. Na stoku zwozili kogoś na noszach, a w sobotę krążył helikopter z noszami. Nam udało się szczęśliwie zakończyć pobyt i wrócić do domu bez urazów. Myślę jednak, że może nie powinniśmy kusić losu i zakończyć te wyjazdy narciarskie. Oczywiście nie zakończyć jazd. Wyjazd do Koszałkowa na kilka godzin, na dzień lub dwa powinien nam wystarczyć. Osób, zwłaszcza kobiet w moim wieku było tam niewiele. Powiedziałabym, do policzenia na palcach, więc może czas, aby zakończyć uprawianie nart w górach. A co robiliśmy po nartach. Codziennie poznawaliśmy okolicę. Ja byłam już tu kilkakrotnie, ale zawsze przejazdem, na chwilę. I nigdy zimą. Tym razem mogłam penetrować dogłębnie. A zatem co zobaczyliśmy.
              Tatrzańska Łomnica to miejscowość u podnóża Tatr Wysokich na Słowacji. Jeden z ważniejszych ośrodków turystycznych po słowackiej stronie Tatr, słynący z dużej ilości hoteli, pensjonatów, kempingów oraz kolei linowych, wywożących turystów nad Łomnicki Staw /Skalnaté Pleso, 1751 m n.p.m./ i samą Łomnicę/ 2634 m n.p.m/. Jako datę powstania osady przyjmuje się rok 1881. Jej rozwój od początku planowanej przez państwo węgierskie jako ośrodek turystyczny, datowany jest na 1892 rok. Państwo, zakupiło wówczas za 110-tysięcy zalesione grunty u podnóża Łomnicy, aby wybudować na nich pierwsze państwowe uzdrowisko. Rok później wybudowano Hotel Łomnica, który w tym okresie był największym na terenie Tatr Wysokich. Obecnie niszczeje.


            W kolejnych latach wybudowano Dom Uzdrowiskowy z basenem i wodą leczniczą Podczas I wojny światowej niektóre obiekty uzdrowiskowe zamieniono na tymczasowe szpitale wojskowe Czerwonego Krzyża i sanatorium dla oficerów Obecnie są one w jeszcze gorszym stanie niż hotel Łomnica

W 1905 r. zbudowano reprezentacyjny Grandhotel Praha. Ten może się szczycić do dzisiaj.


              Nad grand hotelem został wybudowany sztuczny tor saneczkowy o długości 1 172 m i przewyższeniu 94 metry. Najszybsze sanki pędziły po nim z szybkością 100 kilometrów na godzinę. Pod koniec XIX wieku zrodził się pomysł, aby założyć stację meteorologiczną. Zbudowano ją przy Łomnickim Stawie.
             W końcu lat 30 tych XX w. następuje istotny wzrost znaczenia turystycznego. Wtedy to ukończono budowę niezwykle nowoczesnej w tamtych czasach kolei linowej na Łomnicę ze stacją pośrednią nad Łomnickim Stawem. Czerwony wagonik zawozi na szczyt Łomnicy, skąd rozpościera się fantastyczny widok na Tatry. Warunek, musi być pogoda i dobra widoczność. Nam udało się taki dzień upilnować. Najpierw wjazd gondolą nad Staw Łomnicki. 


             Potem jeszcze o 850 metrów wyżej, wagonikiem kolejki poruszającym się około 300 metrów nad ziemią.
        Na szczycie pięćdziesiąt minut na kawę, czekoladę lub co kto lubi, z podziwianiem widoków.   
























                  Również spojrzenie na trasy zjazdowe. 

               Do skalnatej chaty nie poszliśmy, bo było bardzo ślisko na ścieżce tam prowadzącej. Obeszliśmy się widokiem z okna kolejki.


             Tatrzańska Łomnica to jeden sklep spożywczy. sklepiki z upominkami, dość liczne knajpki i głównie hotele i pensjonaty. Jest w czym wybierać. Niektóre o ciekawej architekturze. Czasem widać upływ czasu. Niektóre po renowacji.







          Odbudowany jest również budynek w centrum, w którym znajduje się muzeum narciarstwa i przyjemna kawiarenka. 


            W muzeum znajdują się ciekawe eksponaty. Miedzy innymi narty z 1885 roku o długości 307 cm., drewniane łyżwy, sanki, dawne zdjęcia.  






            W Tatrzańskiej Łomnicy jest też nie mniej ciekawe Muzeum Tatrzańskiego Parku Narodowego. Ekspozycja równie ciekawa. Podzielona jest na przyrodoznawstwo, ochronę przyrody, część historyczną oraz etnograficzną. Przy Muzeum jest ogród botaniczny. Ze względu na porę roku tam nie poszliśmy.










  
             Historia rozwoju osad Smokowiec, Szczyrbskie Jezioro, Tatrzańska Łomnica przedstawione na starych zdjęciach. 






                     Pierwsza księga pamiątkowa z Hrebionka
                 Spacerując po Tatrzańskiej Łomnicy natrafialiśmy już na przejawy wiosny.

               Było też i tak.   
         Smokowce , to najstarsza tatrzańska osada. Powstała w 1793 roku. Do rozwoju Starego Smokowca znacznie przyczynił się Jan Rainer, który był jego dzierżawcą w latach 1833 – 1867. W tym okresie wybudowano obiekty Flora, Dom Szwajcarski i Belevue, które do dziś stoją na swoim pierwotnym miejscu. My też wybraliśmy się tam któregoś dnia. Elektryczką ze stacji w Tatrzańskiej Łomnicy do Starego Smokowca.

             Przy kościele wybudowanym w 1888 roku i Grand Hotelu z 1904 roku .



podeszliśmy na stację kolejki na Hrebionok. Kolejka na Hrebienok swoją pierwszą jazdę odbyła w 1908 r W lutym odbyła się tam impreza Tratry Ice Master – rzeźby lodowe. Chcieliśmy je zobaczyć. Niestety to co dobre dla jednych innym się nie przydaje. Temperatura powyżej zera zniweczyła efekty pracy lodowych rzeźbiarzy. Pozostało z nich niewiele. 


            Dobrze trzymała się jedynie lodowa bazylika, znajdująca się w specjalnym namiocie.
       Do Bilikowej chaty też nie poszliśmy. Było zbyt ślisko, aby zejść bez zabezpieczenia. Słychać było tylko szum wodospadów. Żałowałam, że nie mogłam ich zobaczyć w zimowej krasie. A tak zjeżdżaliśmy na dół. We mgle. 

        Wokół Smokowców najbardziej widać smutne pamiątki po 2004 roku, kiedy przez Tatry przeszła wielka wichura.

                Pokręciliśmy się jeszcze trochę po Smokowcach i wróciliśmy do naszego hotelu.  






          Zdjęcie, które było w Muzeum Tatrzańskiego Parku przedstawia Smokowce jako dawny kurort.
                Teraz o kurorcie raczej bym nie mówiła, ale o ośrodku turystyki górskiej tak.
W dniu, kiedy była dobra widoczność pojechaliśmy też do Szczyrbskiego Jeziora. Jest to najwyżej położona osada, założona w 1873 roku Turystyka zaczęła do tego obszaru napływać pod koniec XIX wieku. Ważną rolę odegrała tutaj budowa Kolei Koszycko – Bohumińskiej, która w znaczący sposób przyczyniła się do rozwoju turystyki. Transportem gości z dworca na jezioro i do schronisk zajmowali się miejscowi furmani, a drogę na Jezioro Szczyrbskie wykorzystywano także do przewozu lodu niezbędnego do chłodzenia napojów. Zimą wożono lód z Jeziora Szczyrbskiego koleją zębatą. Kolei Koszycko – Bohumińska przewoziła codziennie około 25 wagonów do Budapesztu. Wydobycie i sprzedaż lodu zakończono na początku XX wieku, kiedy Jezioro Szczyrbskie przeszło na własność państwa. W 1885 roku osada Jezioro Szczyrbskie uzyskała charakter miasta uzdrowiskowego. Ówczesne obiekty oferujące zakwaterowanie zaczęły stosować zabiegi leczniczo – balneologiczne. W 1900 roku na terenie byłego torfowiska powstało tzw. Nowe Szczyrbskie Jezioro. W 1897 r. na brzegu Jeziora Szczyrbskiego powstał kompleks hotelowy, dzisiejszy Grand hotel Kempinski High Tatras.
             Znaczenie Jeziora Szczyrbskiego wzrosło po drugiej wojnie światowej, kiedy proste chaty zamieniły się w luksusowe budynki. Architektoniczny boom rozpoczęły w roku 1970 Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym. W 1925 r. na zamarzniętej tafli jeziora rozegrano niektóre mecze mistrzostw Europy w hokeju na lodzie. Na skoczniach narciarskich organizowano mistrzostwa świata seniorów w latach 1935 i 1970, dziewięć pucharów świata w skokach narciarskich i wiele innych. Obecnie z jeziora korzystają wczasowicze pływający na łódkach, podobnie jak przed 130 laty. Teraz spacerowali po zamarzniętej tafli. 



             Wokół jeziora powstały kolejne hotele, restauracje i kawiarnie. 

               Jest też tu raj dla narciarzy. 



              Góry to również raj dla moich oczu.



             Kolejnego dnia pojechaliśmy do Tatrzańskiej Kotliny. Miejscowość została założona na przełomie 1882 i 1883 r. przez miasto Biała Spiska. Już przed I wojną światową nabrała uzdrowiskowego charakteru. Leczono tu choroby płuc. Przed powstaniem uzdrowiska znajdowały się tu: leśniczówka, zakład kamieniarski Polaka, byłego powstańca styczniowego Władysława Kardolińskiego, młyn i niewielka osada.Teraz też jest to niewielka miejscowość. Kościołek, stara straż pożarna.



              Oprócz sanatorium, Tatrzańska Kotlina może się pochwalić Jaskiniami Bielskimi, które już w roku 1882 roku częściowo udostępniono zwiedzającym, a w roku 1896 oświetlono elektrycznie.   








              Tydzień minął niepostrzeżenie i pożegnaliśmy zimowe Tatry. Czy tam jeszcze wrócę? 


 





              Z pewnością wybiorę inny okres niż zima. Będę mogła wówczas powędrować po szlakach, ścieżkami wśród zieleni.
Zdecydowanie wolę takie góry.

"Pięć Stawów. Dom bez adresu." - Beata Sabała _ Zielińska

             Książkę dostałam w imieninowym prezencie. Do życzeń Asia dodała " nie może Mahomet do góry, to góra przyszła do niego, cho...