Książka jest o stuletniej historii schroniska w Pięciu Stawach Polskich i historii rodziny go prowadzącej. Mówi o ludziach związanych z tym miejscem, ale też z innymi w naszych Tatrach. O zdarzeniach mających tam miejsce, o trudnym, a jednocześnie pięknym życiu, które tam można spędzać, o miłości do gór, o pasji, o braterstwie.Jest to najwyżej położone schronisko w polskiej części Tatr. "Szef Tatra Trade mówi, że dojście do Pięciu Stawów i to niezależnie od trasy podejścia, to ambitna wysokogórska wyprawa. Jest to szczebel wtajemniczenia tatrzańskiego z górnej półki".
Kiedy byłam
pierwszy raz w górach / Morskie Oko i
Czarny Staw pod Rysami/ w 1973 roku, miałam dwadzieścia lat i jedynie szkolną wiedzę na ich temat. Autokar podjeżdżał do Włosienicy, dalej zaledwie dwa kilometry i
byliśmy nad Morskim Okiem. Część grupy dołączyła przy schronisku. Mówili, że
szli szlakiem przez Piątkę. Wtedy,
wydawało mi się to nie lada wyczynem. Potem były tylko obowiązki i długo, długo
nic. Po dwudziestu trzech latach zaproponowano mi udział w tzw. wycieczce
wagonowej. Sypialny wagon miał być zarówno środkiem transportu jak i hotelem, w
którym w cenie noclegu serwują śniadania i kolacje, własnoręcznie przyrządzane.
To nie był typowy wyjazd w góry. Ja, po dwudziestu ponad latach, wracałam, a
moja córka miała je poznać, tak przy okazji. Podczas trzydniowego stacjonowania
na bocznicy w Płaszowie, zwiedzaliśmy Kraków. Do Zakopanego wypadało wpaść.
Zaplanowano na to zaledwie niecałe dwa dni. W tej sytuacji niewielki był wybór
dokąd pójść. W pierwszym dniu było Zakopane: Pęksowe Brzysko, Krupówki i
Gubałówka. Na drugi dzień wybrano Morskie Oko. Tym razem autokar zatrzymał się
już w Palenicy Białczańskiej. Dalej na piechotę. Przy Wodogrzmotach
rozdzieliliśmy się. Część grupy szła asfaltem do Morskiego, a część, niewielka,
przez Piątkę. Nie wiedziałam co może nas tam spotkać, ale córka chciała, więc
ja w pewnym sensie musiałam, bo nie chciałam jej puszczać samej. Dolina Roztoki
była piękna, a ja coraz bardziej zmęczona. Córka daleko na przodzie, a ja ledwo
szłam. W schronisku pierwsi już odpoczęli więc był sygnał, aby iść dalej, więc
tylko wc i bez odpoczynku. Na Świstówce pamiątkowe zdjęcie grupy i przysięgłam wszem i
wobec, że nigdy więcej, za żadne skarby świata. Potem były Karkonosze. W Tatry
powtórnie pojechałam w 2000 roku. Wtedy to była już miłość. Każdego roku, a
nawet dwa razy jak się udało. W 2008 roku powtórnie przeszłam z Palenicy do
Morskiego przez Pięć Stawów. Sama, bez poganiania, z namaszczeniem, z czasem na
podziwianie. Mam nadzieję, bardzo bym chciała pójść tam jeszcze raz, na pobyt z
noclegiem, aby zobaczyć zachód i wschód słońca z tego miejsca. Ten nocleg w
Piątce to było moje marzenie odkąd zaczęłam samodzielnie chodzić po górach.
Niestety, rezerwować trzeba było zawsze z rocznym, albo i dłuższym
wyprzedzeniem. Bałam się, że zapłacę, a potem nie pojadę, bo warunki pogodowe
nie pozwolą. Przez ostatnie lata zaniedbałam góry. Książka obudziła tęsknotę,
poszły w ruch znowu mapy i marzenia, a może nawet już plany. Mam nadzieję, że
jeszcze się uda. Teraz myślę o trzech noclegach i dłuższym tam pobycie. Dolina
jest duża, więc spacery na nie wymagających trasach i rozkoszowanie się
widokami w miejscu, gdzie krzyżują się
szlaki . Wiem, że to byłoby już po raz ostatni, a jeśli się nie uda to i tak
cieszę się, że wiem jak smakuje tamtejsza słynna szarlotka.