wtorek, 23 stycznia 2018

Beskid Sądecki , kwiecień 2011 rok

        Poznałam dotychczas kilka pasm polskich gór. Może należałoby poznać ich więcej, a najlepiej wszystkie. Decyzja wyjazdu do Piwnicznej nie zależała ode mnie, nie mniej stała się okazją do poznania Beskidu Sądeckiego. Jest to jedno z najmniej znanych pasm górskich.
     Beskid Sądecki to pasmo o powierzchni 670 km kwadratowych, należące do Beskidu Zachodniego. Rozciąga się pomiędzy Dunajcem, Kamienicą i Przełęczą Tylicką. Dunajec jest jego zachodnią i północną granicą, natomiast największą rzeką należącą do tego regionu jest Poprad. Najwyższym szczytem regionu jest Radziejowa 1262 m n.p.m. Ze względu na obecność źródeł wód mineralnych mieszczą się tutaj liczne ośrodki turystyczne, wypoczynkowe i lecznicze . To było też powodem naszego tutaj przyjazdu. Najbardziej znanym ośrodkiem turystycznym i uzdrowiskowym jest Krynica, a także położona pomiędzy Beskidem Sądeckim, a Pieninami, Szczawnica. Nas skierowano do Piwnicznej. Miejscowość położona centralnie w dolinie Popradu, oaza spokoju i ciszy.




           Po pierwszym spacerze wydawało nam się, że Piwniczna to niewielka miejscowość, ot rynek z kościołem, kilka sklepów, domów też niewiele. Atrakcją jest dom uzdrowiskowy położony w zakolu przepływającego przez nią Popradu, a w związku z tym położona w odległości około półtora kilometra od centrum, pijalnia wód, jedna na zewnątrz, druga w budynku, gdzie mieści się przytulna kawiarenka - galeria.






           Jednak Piwniczna to, aż 44 dzielnice rozproszone na powierzchni 38 km kwadratowych. Wszystkiego dowiedzieliśmy się od naszego KO. Pan Mariusz o znanym nazwisku był super. Już drugiego dnia, a potem w kolejnych organizował nam zwiedzanie okolicy nie tylko tej miejscowej, ale też wyjazdy na Słowację i Węgry. Przede wszystkim to co bardzo lubię, chodziliśmy po górach. Czasem z wspomnianym Panem Mariuszem, a czasem sami. Piwniczna-Zdrój- to miasto, siedziba gminy miejsko-wiejskiej. Leży jak już wspomniałam nad rzeką Poprad, na wysokości ok. 450 m n.p.m. Założycielem miasta był król Kazimierz III Wielki, który w 1348 r nadał prawa miejskie. Położenie przy trakcie handlowym na Węgry liczne przywileje królewskie, spowodowały szybki rozwój miasta. Już w XVIII wieku Piwniczna posiadała sieć wodociągową. Na przełomie XVIII/XIX wieku wybudowano m.in. szkołę, karczmę, pięć młynów, cysternę na wodę, papiernię i szpital. W latach 1874-1876 wybudowano kolej Nowy Sącz - Muszyna. Pożar w 1876r. spowodował spalenie drewnianego kościoła i czterdziestu domów. Odkrycie źródeł wód mineralnych, przyczyniło się, że w 1884 r. pojawili się tutaj pierwsi kuracjusze. Piwniczna stała się też wkrótce znanym ośrodkiem letniskowo-wypoczynkowym.
          Pierwszy dalszy spacer odbyliśmy na Łazy i z poziomu tej dzielnicy spojrzenie na zakole Popradu. Oczy cieszyła nieśmiała zieleń, wszak był kwiecień.





           Kolejnego dnia pojechaliśmy do Starego Sącza. W 1257 r. książę krakowsko-sandomierski Bolesław Wstydliwy jako zastaw za posag wniesiony do Polski przez księżniczkę węgierską Kingę, zapisał jej ziemię sądecką a z nią Stary Sącz. Kinga założyła tutaj klasztor klarysek i uwłaszczyła go otrzymanymi dobrami. W 1358 r. Stary Sącz otrzymał od Kazimierza III Wielkiego przywilej lokacyjny na prawie magdeburskim, zwolnienie od danin i liczne przywileje. Miasto wielokrotnie nawiedzały pożary. Największy miał miejsce w 1795 r., kiedy spaleniu uległo niemal całe miasto wraz z ratuszem. Z pożogi ocalał jedynie dom mieszczański z XVII w. wymurowany z kamienia. Obecne zabytki to zabudowa rynku, ów siedemnastowieczny domu mieszczański zwany "Domem na Dołkach", klasztor klarysek, klasztorny kościół pw. św. Trójcy i św. Klary.








            Po drodze zawitaliśmy też na błoniach, gdzie przed laty był Papież. Widok na góry nie był najlepszy. Było dżdżysto i mglisto.




          Spacer na Zawodzie, czyli kolejną dzielnicę Piwnicznej połączony był z kolejną wizytą w pijalni wód. 





            Poznawanie Beskidu Sądeckiego, to również poznawanie umiejscowionych tu wsi i miasteczek, ludzi, ich historii i kultury. Trochę czasu poświęcaliśmy więc na podróżowanie po pobliskich miejscowościach. Kolejny dzień to dalsza penetracja Piwnicznej,



a następnie miejscowości położonych na południe, takich jak Łomnica Zdrój, Wierchomla, Żegistów, Muszyna i Krynica. Wszystkie położone nad rzeczkami płynącymi w dolinkach, z malowniczymi cerkiewkami, niekiedy przekształconymi na kościoły katolickie i cmentarzami, gdzie spoczywają rdzenni mieszkańcy, z wyciągiem narciarskim w Wierchomli i Krynicy i sanatoriami w Żegistowie, Muszynie oraz najbardziej chyba znanym w Krynicy.












        Kolejnego dnia wybraliśmy się na najbliżej położony szczyt Kicarz / 704 m npm/. Budząca się do życia przyroda i widoki na leżącą za grzbietem Łomnicę i na Piwniczną. Na wierzchołku była nawet chwila na opalanie.












 Niewiele ponad 700 m npm ma również Bucznik, a widoki z niego również na Łomnicę i Piwniczną.








    Niemcowa ma 1001m npm, więc góry niewysokie, ale widoki z nich piękne.











          To tutaj urodził się Rogaś z Doliny Roztoki Marii Kownackiej.



           To tutaj mieszka samotnie wśród gór, w kurnej chacie bez komina, bez prądu, dziewięćdziesiąt letnia kobieta. Byliśmy u niej. Jest sprawna i radosna. Ponoć jeszcze przed dwoma laty schodziła do Młodowa na niedzielną mszę. Teraz modli się przy swojej kapliczce. Wspomina całe swoje spędzone tutaj życie i cieszy się każdą chwilą. Może z tych gór czerpie właśnie taka radość.




 

My również zeszłyśmy ścieżką do Młodowa. Ze szlaku widać było zamek w Rytrze.


            Piwniczna to czterdzieści cztery dzielnice rozproszone wśród gór. Dzielnica, to czasem tylko kilka chałup. Jedną z nich są też Piwowary. Zimą nie dojedzie tam żaden samochód. Dojeżdżający do pracy poza Piwniczną, auta zostawiają na dole, a dalej dostają się piechotą lub na saniach. Budują tam jednak nowe domostwa i nie chcą się stamtąd ruszać. Tam jest ich Dom. Zaprzyjaźniona z naszym przewodnikiem gospodyni, poczęstowała nas tutaj pysznym zsiadłym mlekiem.











           Tutaj ma swoją posiadłość właściciel znanej firmy. Co nieco widać nawet z dołu.




              Schodząc z Niemcowej do Młodowa widać było zamek, a właściwie ruiny zamku w Rytrze. Kolejnego dnia zrobiliśmy sobie z niego cel naszej wyprawy. Rytro, punkt wypadowy w Paśmie Radziejowej i w Paśmie Jaworzyny Krynickiej. Wysoko nad nurtem Popradu, częściowo zrekonstruowane ruiny zamku. W Rytrze mieści się też pierwszy sztucznie oświetlony i naśnieżany stok narciarski, Ryterski Raj, a także chyba jedyny w okolicy kryty basen.










          Wracając popatrzyliśmy na Kiciarza. Góra z masztem na szczycie.


               Przepływająca centralnie przez Beskid Sądecki, rzeka Poprad dzieli go na dwa wspomniane już pasma - Jaworzyny Krynickiej i Radziejowej. Meandry Popradu wyznaczają jednocześnie granicę pomiędzy Polska i Słowacją. Będąc tak blisko zapuściliśmy się też na drugą, słowacką stronę. Stara Lubownia, Podoliniec, Kieżmark i Vrbow ze źródłami termalnymi.





















               Kierując się w stronę wschodnią Barejów i uzdrowiskowe Bardejowskie Kupele. Z tym drugim miejscem wiążą się niezbyt miłe wspomnienia. Trzeba było przeboleć zgubę. Chociaż było też miło. Na basenie było niewiele ludzi.






              Poprad wpada do Dunajca, a Dunajec to Pieniny. Wybraliśmy się i tam. Zawsze chciałam wejść na Sokolicę, ale tym razem były to Trzy Korony . Ruszyliśmy z Osic, niebieskim szlakiem. Z grzbietu Suszyny widać było Tatry. Co prawda niezbyt wyraźnie, ale były. Szlak przez Macelak, Łączaną, Przełęcz Trzy Kopce, to spacer przez las i polany. Gdzieś wyłonił się widok na zalew Czorsztyński.














               Na Przełęczy Szopka, zwaną też Chwała Bogu, krzyżują się szlaki żółty — którym w prawo można zejść przez Wąwóz Szopczański do Sromowiec Niżnych lub w lewo do Krościenka nad Dunajcem. To tutaj gospodynie wędrujące pomiędzy Sromowcami i Krościenkiem wzdychały z nadzieją „Chwała Bogu”. My niebieskim kierujemy się prosto na Trzy Korony. Podejście na najwyższy szczyt Pienin jest dość strome, ale po 40 minutach jesteśmy na szczycie. Z platformy widokowej na Okrąglicy, najwyższej z pięciu turni / 982 m/ widok jest niepowtarzalny. Przełom Dunajca i obszar Pienińskiego Parku Narodowego, a także na Tatry, Beskid Sądecki, Gorce, Beskid Żywiecki i Magurę Spiską. Ponoć przy dobrej pogodzie widać odległą o 63 km Babią Górę. 







             Dalej, przez Polanę Kosarzyska, Ostry Wierch / 851m npm/ i Zamkową Górę / 799m npn / na której znajdują się ruiny zamku Pienińskiego. Są to szczątki najwyżej ponoć położonego w Polsce zamku słynnego z tego, że schroniła się tutaj przed Tatarami bł. Kinga, żona Bolesława Wstydliwego. Wymogła ona na mężu obustronne śluby czystości, stąd pewnie jego przydomek „wstydliwy”.



            Dalej kierujemy się w stronę Krościenka, odpoczywając nad potokiem 678m npm. 




           Stąd do Krościenka już niedaleko. Po drodze punkt widokowy na miasto.


              W kolejnym dniu spoglądaliśmy na nasz szczyt Trzy Korony z poziomu wody. Spływ Dunajcem od Czerwonego Klasztoru do Chaty Pieniny, po stronie słowackiej. Nasi jeszcze nie pływali. Słowacy mają krótszy odcinek, ale najważniejsze miejsca są. Platforma widokowa na Trzech Koronach, Sokolica i inne, te same co nasze.












        Powrót znowu stroną słowacką. Góry są piękne po obu stronach.



             Beskid Sądecki jest atrakcyjny zarówno latem jak i zimą. Tworzy go specyficzne budownictwo i charakterystyczna roślinność, krępe buki na stromych zboczach i smukłe jodły w niższych rejonach, rozświetlone, przestrzenne polany i cieniste, ciche doliny. Jego atrakcje to trasy narciarskie. Na Jaworzynę Krynicką możemy się dostać kolejką gondolową, która kursuje również latem wożąc turystów do punktu widokowego. Liczne szlaki turystyczne. Najbardziej znanymi są: Główny Szlak Beskidzki oraz Transbeskidzki Szlak Konny. Beskid to również upamiętnienie historii II wojny światowej. Na trasach spotyka się takie tablice.



            Było coraz cieplej. Kiedy przyjechaliśmy trzeba się było jeszcze ciepło ubierać. Teraz wystarczyła koszulka z krótkim rękawkiem. Wszystko się zazieleniło, zakwitało i było cudownie. W międzyczasie uruchomiono fontanny.







            To był długi pobyt, najdłuższy na jaki sobie dotychczas pozwoliłam. Za rok chciałabym to powtórzyć. Najlepiej w innym miejscu.

Brak komentarzy:

"Pięć Stawów. Dom bez adresu." - Beata Sabała _ Zielińska

             Książkę dostałam w imieninowym prezencie. Do życzeń Asia dodała " nie może Mahomet do góry, to góra przyszła do niego, cho...