poniedziałek, 22 stycznia 2018

Nieudana powtórka - 2004 rok.

         Już z dużym, przedwakacyjnym wyprzedzeniem studiowałam mapy i przewodniki. Plan marszruty na poszczególne dni został opracowany bardzo szczegółowo. Wcześniej zostały zarezerwowane noclegi u znajomych Gąsieniców i czekaliśmy na wyjazd. Pogoda tego lata nie była najlepsza, dużo padało, ale prognozy się zmieniały. Nadszedł czas zaplanowanego urlopu, więc zaryzykowałyśmy. Po drodze był  Oporów i Łęczyca. Wszędzie odpoczynek i zwiedzanie. Gdy dojechałyśmy do Krakowa było już prawie ciemno, ale to już tylko 100 km. Zaczął też padać deszcz, co pogorszyło warunki jazdy. Im dalej od Krakowa, pojawiała się coraz gęstsza mgła. W okolicy Rabki widoczność była najwyżej na 50 m. Jechałam bardzo wolno. Wycieraczki prawie nie nadążały zbierać wody. Do Gąsieniców dojechałyśmy parę minut po północy. Czekali na nas.
           Ranek zastał nas nieciekawy. Widok z naszego okna nie zachęcał do wędrówek.


           Nadal padało, a gęste mgły zasłoniły całe góry. Po śniadaniu zdecydowałyśmy się wyjść do miasta. Przecież nie przyjechałyśmy tu siedzieć w domu. Z naszych Skibowek, przeszłyśmy aż na Antałówkę zwiedzając po drodze co ciekawsze miejsca np. Willa Koliba – Muzeum stylu zakopiańskiego. Warto zwiedzić jej wnętrze.


         Po drodze były różne galerie i galeryjki, a nawet nic nie znaczące miejsca. Ale miały  to „coś”.


       Przy domu „ Pod Jedlami” projektu Witkiewicza / obecnie własność prywatna/ postanowiłyśmy zakończyć wędrówkę.


    Łąka była jak nasiąknięta wodą gąbka. Ulicą spływały strugi wody. Było okropnie zimno. Temperatura, pomimo , że był 28 lipiec, wynosiła zaledwie 10° C.


             Wróciłyśmy do domu, gdzie czekały gorące kaloryfery. Dzięki temu udało się wysuszyć nasze przemoczone ciuchy. Zasypiałyśmy z nadzieją, że „ jutro będzie lepiej”. A wcale nie było.
Może nie lało tak bardzo, ale mgła była nadal okropna. I nadal było bardzo zimno. Aby nie tracić czasu bezczynnie, pojechałyśmy na Słowację.    
            Tam się przejaśniało. Z zamku Orawski Hrad roztaczał się widok na góry.
   


        Pojechałyśmy też do Demianowskich Jaskiń Lodowych w bardzo malowniczej Dolinie Demianowskiej.




           Chciałyśmy jeszcze zwiedzić Muzeum wsi Orawskiej w Zubercu. Aby nie wracać tą sama drogą, a potem jeszcze sporo nadrabiać zdecydowałyśmy jechać na skróty. Była taka droga na mapie. W Liptowskim Mikulaszu pojechałam nie autostradą w lewo, tylko na wprost. Na północ , tj. w kierunku Zakopanego widoczne były nad górami czarne, deszczowe chmury. Oznaczało to, że u nas nic się nie zmieniło. Na Słowacji było całkiem znośnie. Przede wszystkim nie padało. Na początku droga była niezła, ale jechałyśmy w stronę tych czarnych chmur. Wraz z przejechanymi kilometrami szosa zaczęła wznosić się coraz bardziej stromo w górę. Zaczęły się serpentyny. Z jednej strony skalna ściana , z drugiej przepaść. Robiło się coraz ciemniej i była coraz gęstsza mgła. Właściwie od strony  przepaści była tylko biała ściana. I żadnej żywej duszy. Dokąd ta droga prowadzi? Adrenalina zaczęła rosnąć. Po cichu zaczęłam  żałować, że chciało się nam skrótów. Ale teraz nie było stąd odwrotu, bo warunków do zawrócenia nie było. Do Muzeum dotarłyśmy na ostatnia chwilę. Już go zamykali, ale bardzo miła Pani jeszcze nas wpuściła.
            Do Zakopanego wróciłyśmy wieczorem, deszcz jakby zelżył więc pojawiła się jakaś nadzieja. Ale na krótko. W nocy była taka ulewa, jakby oberwanie chmury. Deszcz bębnił o blaszany dach, jeździły jakieś samochody na sygnałach. Zamiast spać zastanawiałam się co zrobić rano. Szkoda było naszych planów. Ale w takich warunkach i tak nic z nich by nie było. Rano decyzja - jedziemy do Krakowa, potem Opatów, Kazimierz Dolny, Lublin, Kozłówka, Puławy z noclegami w Nałęczowie. Urlop był udany, ale dopiero teraz się przekonałam co może pogoda w Tatrach.

1 komentarz:

Kasia Dudziak pisze...

Tego bloga też zapisałam bo kocham góry i wszelkie blogi na ich temat. Moja mama była w Dolinie Demianowskiej jakies 10 lat temu i była zachwycona.

"Pięć Stawów. Dom bez adresu." - Beata Sabała _ Zielińska

             Książkę dostałam w imieninowym prezencie. Do życzeń Asia dodała " nie może Mahomet do góry, to góra przyszła do niego, cho...