Tym razem wszystko było inaczej. Podróż jako pasażer, bez
Asi. Jednak przede wszystkim inne góry, bo wiosenne, jeszcze ośnieżone i z
nadzieją na krokusy. Założyłam, że wiele miejsc będę powtarzać. Komuś, kto
dotychczas nie chodził po górach, chciałam pokazać najciekawsze miejsca.
Jesienią, zachęciłam do wędrówek pokazując Morskie Oko i Dolinę Kościeliską ze
Stawem Smereczyńskim. Tym razem zaczęło się 29 kwietnia . Na miejscu byliśmy
jak zwykle wieczorem. Było już ciemno. Ranek powitał nas słoneczny, a góry
widoczne z okna naszego pokoju zapraszały.
Ruszamy więc
na wycieczkę. Z busa
wysiedliśmy przy szosie do Chochołowa i ścieżką przez Polanę Biały Potok
dotarliśmy do wlotu do Doliny Lejowej. Powitało nas tutaj stado pasących się owiec. Co krok, napotykaliśmy też kwitnące żółte pierwiosnki oraz inne kwiaty, których nazw nie znałam.
Z Doliny Lejowej wyłaniał się widok ośnieżonych gór. W zacienionych miejscach leżały resztki śniegu.
Dalej
ścieżką nad reglami, i przez Kominiarski Przysłup doszliśmy do Doliny
Kościeliskiej. Żadnych ludzi, cisza i tylko śpiewy ptaków. Słychać było szum wiatru. Dopiero po wejściu
do Kościeliskiej ten czar prysł. Tutaj zaroiło się od ludzi. Na dalszym szlaku
nad reglami w kierunku na Miętusi Przysłup, ludzi również było sporo. Na
Miętusim słońce przygrzewało już dosyć mocno. Niektórzy robili sobie zrobić
nawet drzemkę. Ale przede wszystkim należało sycić się widokami.
Na początku
ścieżki z Miętusiego na Małomączniak, krzyż papieski.
My poszliśmy do Rówienek /Wielka Polana/ w Dolinie Małej
Łąki.
Z tej
ścieżki, Giewont wygląda inaczej. Ja wspominałam i spoglądałam na szlak, który
przeszłam jesienią.
Z tego
miejsca, Doliną Małej Łąki doszliśmy do szosy i busem do Zakopanego. Po
zjedzeniu posiłku mieliśmy jeszcze dość sił, aby pieszo iść na Pardałówkę, do
naszego pensjonatu Anna.
Następnego
dnia zaplanowałam Rusinową Polanę i piękną panoramę z niej widoczną. Planowałam
dojechać do Palenicy i stamtąd dojść do Rusinowej. Nie uwzględniłam jednak, że
był to 1 maj i istny najazd na Zakopane. Korki zaczęły się już w mieście.
Kierowca busa znalazł sobie wiadome objazdy, aby dojechać do drogi Oswalda
Balzera, ale tutaj też co chwilę staliśmy. Komunikaty, które otrzymywał,
mówiły, że dalej jest jeszcze gorzej. Wszyscy jechali do Morskiego. Szybka
decyzja i wysiedliśmy w Zazadni . Stąd Złotą Doliną do Wiktorówek / niebieski
szlak/. Droga prowadziła przez las. Było
dosyć chłodno, ale powietrze rześkie, cisza, szum drzew, ptaki. Dzięki zmianie
planów po drodze zaliczyliśmy Wiktorówki i kaplicę Matki Boskiej Jaworzyńskiej
Królowej Gór. Było tutaj trochę ludzi, ale w porównaniu do 15 sierpnia, to
niewiele.
Na Rusinowej wiosna, ale wysoko w górach jeszcze widać było
zimę.
Popatrzyliśmy w kierunku Gęsiej szyi, ale poszliśmy szlakiem przez
polanę pod Wołoszynem, do Wodogrzmotów . W okolicy
Waksmundzkiego potoku było jeszcze sporo śniegu, ale na polanie pod Wołoszynem
tylko niewielkie resztki.
Dalej czerwonym szlakiem do Wodogrzmotów z widokiem na Tatry Słowackie , Gerlach w centralnym punkcie i znane mi
już miejsce , Wielka Polana w Dolinie Białej Wody.
Trochę kilometrów przeszliśmy, jeszcze powrót asfaltówką do Palenicy i
bus do Zakopanego. Z drogi wciąż widać Tatry Słowackie. Z Zakopanego wracaliśmy do „Anny” piechotą.
Trzeci dzień miał
być bardzo relaksowy. Trajkotkiem Rakoń do Polany Huciska w Dolinie
Chochołowskiej, dalej spacer do schroniska.
Szczyty w śniegu, na drodze, miejscami również było go jeszcze sporo, rwący potok i wiosna – kaczeńce, pierwiosnki i oczywiście krokusy. Najwięcej na Polanie Chochołowskiej.
Przy
schronisku znowu tłumy. Można się było poopalać. Słońce grzało mocno. Powrót tą
samą trasą,……
……….a wieczorem, w Gazowej Kuźni, muzyka góralska na żywo.
Kolejnego, dnia miał być Kasprowy. Na
górze były jeszcze dobre warunki narciarskie. Zatem Kasprowy, śnieg, i
oczywiście wjazd kolejką. Po przybyciu do Kuźnic ogarnęło nas przerażenie.
Kolejka do kolejki na 5- 6 godzin czekania. Były to ostatnie dni funkcjonowania
kolejki linowej przed remontem. Dodatkowo 3 maj i cd. najazdu. Podjęliśmy
decyzję, że idziemy. Ponieważ w ub. roku wracaliśmy przez Jaworzynkę, a przez
Boczań szłam bardzo dawno, dla odświeżenia pamięci wybrałam tą drogę. Od
początku było ostro pod górę
Punkt widokowy, z widokiem na Giewont i Kalatówki, był
miejscem odpoczynku dla wszystkich idących w górę.
Dalej droga przez Skupinów Upłaz, skąd obserwowałam teraz trasę z letniego pobytu -Nosal –
Polana Olczyska – Kopieniec, a dalej Dolinę Jaworzynki.
Im wyżej ,
tym coraz więcej śniegu.
W
Murowańcu, zakończyliśmy podchodzenie w górę. Było zbyt dużo śniegu, aby bez
odpowiedniego sprzętu iść dalej.
Wracaliśmy Doliną Suchej Wody do Psiej Trawki i dalej do szosy do
Brzezin. Było tutaj nadspodziewanie dużo śniegu, pewnie dlatego, że droga
wiodła przez las. Trasa ta jest bardzo łatwa w porównaniu do Jaworzynki czy
przez Boczań.
Na
Kasprowy jeszcze nie wchodziłam tylko przez Myślenickie Turnie. Pozostało do
zrealizowania.
Dzień
piąty rozpoczęliśmy przy rondzie kuźnickim, dalej przy skoczniach , poszliśmy
do doliny Białego.
Trochę się
trzeba było natrudzić, aby dojść do ścieżki nad reglami, a następnie do
Czerwonej Przełęczy. Stąd na Sarnią Skałę droga jest już łatwa, a widok z niej wspaniały.
Wracaliśmy Doliną Strążyską. Sarnia została za nami. Wygląda stąd
groźniej niż jest naprawdę. Na
polanie , przy szałasach, prawie nie było ludzi. W szałasowym bufecie serwują
tutaj, smaczne gorące dania. Na zimno, które się zrobiło, były one w sam raz.
Pomimo
pięciu dni wędrówek, wciąż mieliśmy jeszcze siły na dalsze, niestety pogoda już
nie pozwoliła. Od rana padało i było mglisto. Widok z Gubałówki na miasto był
jeszcze znośny, ale góry były zakryte.
Zjeżdżalnia grawitacyjna była nieczynna. Pozostało Zakopane. Krupówki,
regionalne knajpy, ostatnie oscypki. Spacer, aż do ronda kuźnickiego….
…..i powrót do domu.
Na razie do pensjonatu, ale następnego dnia do miejsca
stałego zamieszkania. Zresztą słońce już zachodziło i urlop się kończył.
Był
to kolejny, udany pobyt. Na mojej mapie przybyło nowych szlaków, a stare
zobaczyłam w nowej szacie. Było pięć dni wspaniałej pogody, szóstego się
popsuła. Może dlatego, aby nie było żal wyjeżdżać.
Dla porównania widok z balkonu pierwszego dnia i w dzień odjazdu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz