Planowany wyjazd zimą nie doszedł do
skutku. Zdążyły też przekwitnąć krokusy. Majowy widok Giewontu na stronie
internetowej - to brak Giewontu. Tak było do lipca. Chociaż przewodniki i
wszelkie informatory mówią, że na lipiec przypada najwięcej opadów, tegoroczny
lipiec był super . Tak było też w drugiej połowie sierpnia .
A w trakcie jazdy widoki na cała okolicę, hotel na Kalatówkach, stację przesiadkową- Myślenickie Turnie, aż do wjazdu
na szczyt Kasprowego.
Ranek pierwszego dnia nie zachwycał,
ale….
…potem zrobiło się idealnie. Na aklimatyzację
zaplanowaliśmy sobie niedaleki spacer.
Droga wiodła obok kościoła pod wezwaniem Św.
Antoniego,
przy najstarszej chacie góralskiej TEA, w kierunku na Nosal.
/1.206m n.p.m./ Jak się okazało, to wcale nie był spacerek, ale widoki jak
zawsze nie zawiodły.
Tylko nad Giewontem nadal snuły się mgły.
Z Nosala, przez Nosalową Przełęcz poszliśmy na Polanę Olczyską. Posiłek w takich warunkach nie ma sobie równych. Dalej, minęliśmy Olczyskie Wywierzysko, aby zmierzyć się z
Wielkim Kopieńcem / 1.328m n.p.m./
Z góry rozpościerał się widok we wszystkich kierunkach.
Na zakończenie dnia
pozostało Zakopane, Krupówki, Pęksowe Brzysko, Równia Krupowa
i oczekiwanie na następny dzień.
W drugim dniu pobytu /15
sierpnia/ przypadało na święto Matki
Boskiej. Trasę wybraliśmy odpowiednio do tego dnia. Busem podjechaliśmy do
przystanku Wierch Poroniec, a następnie, zielonym szlakiem, Siodlarska
Drogą do kaplicy Matki Boskiej
Jaworzyńskiej na Wiktorówkach. W tym dniu jest tam odpust. Uroczysta msza
polowa, pieśni maryjne przy akompaniamencie dętej strażackiej orkiestry ,
kazanie wygłoszone przez młodego księdza, ale o bardzo głębokiej wymowie,
miłośnika gór, to miejsce i zjednoczenie ludzi, którzy tam byli i na
zakończenie odśpiewanie „ Boże coś Polskę..”
wzruszało do łez.
Jak przy każdym kościele i tutaj znajduje
się cmentarz, symboliczny, który przypomina o tych, którzy w górach zostali na
zawsze.
Zaraz po
mszy posiłek i wszyscy wyruszyli dalej, na Rusinową Polanę. Znawcy gór twierdzą, że widać stąd ponad 50
szczytów i tyle samo przełęczy. Prowadzi się tutaj kultowy wypas
owiec. Z
Rusinowej Polany, zielonym szlakiem, wciąż pod górę, na Gęsią Szyję / 1.489 m n.p.m /. Widoki
wciąż zapierające.
Dalej, przez Rówień Waksmundzką,
Waksmundzką Polanę, Psią Trawkę, i czarnym, wzdłuż Waksmundzkiego Potoku do Brzezin. I udało
nam się złapać busa do Zakopanego.
W kolejnym, trzecim dniu mieliśmy
połączyć dwie największe doliny. Rozpoczęliśmy od doliny Chochołowskiej. Jest to jedyne miejsce w Tatrzańskim Parku, gdzie prowadzi się gospodarczy wyrąb lasu.
Dalej, żółtym szlakiem na Iwaniacką Przełęcz / 1.459 m n.p.m./ Drogowskaz na polanie wskazuje
trzy drogi, czwarta jest obecnie niedostępna dla turystów. To Kominiarski Wierch. Z bliska wygląda nieco
inaczej. Odpoczynek, posiłek i dalej w
kierunku schroniska na Hali Ornak
A przy schronisku , jak zwykle tłum.
Po krótkim posiłku, wzdłuż
Kościeliskiego potoku, podziwiając uroki doliny Kościeliskiej wracamy do Kir….
Jeszcze po drodze jaskinie- Mylna i Raptawicka oraz
Wąwóz Kraków…… Kiry i Zakopane.
Na następny dzień zaplanowaliśmy
Kasprowy. Aby zaoszczędzić siły i czas postanawiamy wjechać kolejka linową. Niestety
kolejka do kolejki była tak długa, że równała się czasowi wejścia piechotą. Pozostała
więc jedynie oszczędność sił, no i atrakcja jazdy kolejka linową. W czasie
czekania można rozejrzeć się w okolicy stacji tj. w Kuźnicach.
Stąd, pomimo halnego, rozlegają
się widoki na wszystkie ścieżki na głównej grani – w kierunku Czerwonych
Wierchów, na Świnicę, na Giewont, do Doliny Stawów Gąsienicowych
Na szczycie temperatura wynosiła
zaledwie 7 stopni
Celsjusza , wiał silny wiatr. Było bardzo zimno, a spotykaliśmy
nierozsądnych turystów w krótkich spodenkach, koszulkach na ramiączkach i boso
w japonkach.
Staliśmy na granicy państwa i rozkoszowaliśmy
się widokami wokoło. Ci co pracują w obserwatorium mają te widoki na co dzień.
Ale czekała na nas dolina Gąsienicowa ze swoimi wszystkimi
stawkami. Stawy: Troiśniak, , Litworowy
Zachodni, Zielony/ 1.672m n.p.m./, Kurtkowiec /1.686m n.p.m./, na którym
znajduje się najwyżej położona w Polsce wyspa, Czerwone stawki, potoki
dopływowe i odpływowe od stawów.
Na przejście przez Karb / 1.853m n.p.m/ się
nie zdecydowaliśmy. Stamtąd już tylko niecała godzina drogi na Kościelec
/2.155m n.p.m./ Zawróciliśmy z drogi nieco za drogowskazem i poszliśmy w
kierunku schroniska Murowaniec. Posiłek, plaster na obtartą piętę i ruszamy nad Czarny Staw
Gąsienicowy /1.620 m n.p.m./.
W drodze powrotnej, w Murowańcu trzeba coś zjeść i wracamy do Zakopanego. Jeszcze tylko raz, ostatnie
spojrzenie za siebie.
Na przełęczy Miedzy Kopami tzw.
Karczmisku /1.499m n.p.m./ decydujemy, że pójdziemy przez dolinę Jaworzynki.
Zawsze sądziłam, że pokonałam tą trasę w odwrotnym kierunku, ale się myliłam.
Tamto wejście było jednak przez Skupinów Upłaz.
Słońce kryło się już za
Giewontem, pojedynczy turyści dobijali do celu - do Kuźnic, stamtąd busem do
Zakopanego, Olcza i spanie. Jutro zrobimy sobie dzień dziecka.
Dzień dziecka nie oznaczał dnia wolnego, a jedynie plany na trochę
więcej luzu i zabawy. W planach była Gubałówka i zjazd wyciągiem krzesełkowym z
Butorowego Wierchu. Na miejscu okazało się ,że ze względu na halny wyciąg jest
nieczynny, ale co to dla nas. Zejdziemy piechotą. Najpierw jednak będzie zabawa
na zjeżdżalni grawitacyjnej.
Po kilkakrotnych zjazdach, poszliśmy
w kierunku Butorowego. Po drodze kaplica MB Nieustającej Pomocy,
Przy stacji Butorowego zrobiliśmy
sobie piknik. W pewnym momencie, ktoś zauważył, że krzesełka się poruszają. Pan
obsługujący postraszył nas, jak to mogą one łatwo spaść. Podczas wiatru, mały
ruch i szkoda gadać, ale nie powiedział jednoznacznie, że nie ruszy dla
chętnych pasażerów . Czekaliśmy więc. Inni się rozchodzili, a my nie. Wreszcie
decyzja zapadła, możemy zjechać. Więc najpierw bilety i na pierwszym krzesełku Asia i ja. Wiało, huśtało, drętwieliśmy, ale było
fajnie. Z góry zaglądaliśmy do czyichś ogródków.
Z dolnej stacji wyciągu, przez
Krzeptówki ruszyliśmy do centrum Zakopanego. Nad górami ciągle wiał halny. Po drodze
mijaliśmy chyba złego psa, który siedział w domu, bo furtka była szeroko otwarta, Janosika do którego można się było
nawet przytulić, a góralka zapraszała na
poczęstunek.
Na Krzeptówkach, w Sanktuarium MB Fatimskiej chwila modlitwy i
wyciszenia. Ludzi jak nigdy mało.
Po drodze willa Koliba, której
wnętrza warto zobaczyć, ale nie można fotografować niestety.
Przez Pardałówkę do Olczy, a wieczorem jeszcze raz spacer na Krupówkach, kawa i szarlotka w regionalnej knajpie „Zielone Oko”, przy
dźwiękach góralskiej muzyki i śpiewie prawdziwych górali.
Szóstego dnia startujemy z
Kuźnic. Moje plany nie są chyba do końca sprecyzowane, ale na Giewont raczej
się nie zdecydujemy. Niebieski, łatwy szlak prowadzi do klasztoru sióstr
Albertynek i pustelni Brata Alberta. Byliśmy już tutaj kiedyś, ale zawsze warto
powtórzyć.
Dalej, tą samą drogą, mijamy Polanę Kalatówki i idziemy na
Polanę Kondratową .
W oddali widać krzyż na Giewoncie.
Przystanek w schronisku. To już przedostatnie w naszych Tatrach, w którym
jesteśmy, posiłek, i chwila na odpoczynek, nigdzie się już nie spieszymy. Poleżeć
w słońce w takim miejscu, sama przyjemność. Powrót przez Kalatówki.
Dalsza droga wiodła z Kuźnic
przez rondo, do skoczni, ścieżką pod reglami do Doliny ku Dziurze. Kończyła się
rzeczywiście wielką dziurą.
Niestety tutaj skończyła się nasza
przygoda . Jutro wracamy do domu. Pozostaną wspomnienia. Na mojej mapce szlaków
zaznaczę nowe , zaliczone w tym roku. Będzie ich sporo. To był super urlop.
Sześć dni idealnej pogody i nowych miejsc, jak zawsze uroczych. Do zobaczenia
za rok a tutaj byliśmy tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz