2002 rok. To była krótka wycieczka. Zaplanowano zaledwie
cztery dni. Dla tych, co już byli miały być nowe miejsca. Nam zaczął się śnić
Giewont. Nowicjusze – tradycyjnie.
Zmieniono też zakwaterowanie. Już nie wagon ale pensjonat na
Harendzie. To też Zakopane, ale daleko od centrum. Na aklimatyzację była Dolina Kościeliska. Miejsca już znane,
ale w innym spojrzeniu, coś nowego zauważone, w innych barwach.
Potok
Kościeliski jednak ten sam.
Przed
obiadokolacją zawitaliśmy jeszcze pod skocznie. Wieczorem poszłyśmy zwiedzać Harendę. Stary kościółek,
Mauzoleum J. Kasprowicza. Zdjęcia kapliczki przydrożnej nie zrobiłam. Na drugi
dzień pojechaliśmy do jaskiń Bielskich.
Była też
powtórka ze Szczyrbskiego Jeziora. Niestety była straszna mgła i prawie brak
widoczności, a nam popsuł się aparat. Zatem ze zdjęć mgły tzw. nici.
Kolejny, trzeci dzień obudził nas pochmurny i zamglony.
Deszcz tylko wisiał. W planie był nowy szlak przez Rusinową Polanę, Kaplica
Matki Boskiej Jaworzyńskiej, Gęsia Szyja. Nie miałam pojęcia gdzie to jest.
Mapa sobie spokojnie leżała w domu. Nigdy do niej nie zaglądałam. Mieliśmy tylko nadzieję, że pogoda
zmieni się na lepsze. Wyruszyliśmy więc w drogę. Było nas niewielu. Z naszym
pilotem komplet do busa. Reszta pojechała nad Morskie. Byliśmy już za Bukowiną
Tatrzańską, a mgła robiła się coraz gęstsza. Zaczęło siąpić. Nie było innej
rady jak tylko zrezygnować. Drogą Oswalda Balzera pojechaliśmy do
Jaszczurówki, a następnie do Kuźnic. Stamtąd do samotni Brata Alberta.
Niestety znowu brak zdjęć. W Kuźnicach była kawa i szarlotka, a w drodze powrotnej
zatrzymaliśmy się przy najstarszej chacie –TEA.
Do wieczora było dużo czasu. Zwiedzaliśmy muzea, galerie.
Byliśmy w Atmie – willi Karola Szymanowskiego gdzie słuchaliśmy jego muzyki i
mieliśmy nadzieję, że następnego dnia będzie już dobra pogoda.
Niestety, następny dzień był taki sam. Giewont, z Równi
Krupowej, był tak samo widoczny jak w czasie deszczu i mgły z balkonu naszego
mieszkania. Wybraliśmy więc dolinę Strążyską. Na zdjęciu wijący się potok i
Trzy Kominy.
Było
wilgotno i ciepło. Na polanie Strążyskiej zrobiliśmy chwilę postoju. Na lewo prowadził czarny szlak do Kalatówek, a na
prawo można iść na Giewont. Byłam nieszczęśliwa, że nie mogłam skorzystać z żadnego. Musieliśmy też uwierzyć na słowo, że w górze jest
Giewont. Podeszliśmy jedynie do Siklawicy….
… i wróciliśmy do wylotu doliny. Widok z polany Strążyskiej
w kierunku północnym też jest uroczy.
Potem drogą pod reglami pod skocznie…
…i do
Zakopanego. Krzeptówki,
zakupy na Krupówkach, Pęksowe Brzysko
i pakowanie się do domu. Pozostał niedosyt, a może żal, że nie udało się zrealizować planu. Pogoda była straszna. Wtedy nie wiedziałam, że może być jeszcze gorzej.
i pakowanie się do domu. Pozostał niedosyt, a może żal, że nie udało się zrealizować planu. Pogoda była straszna. Wtedy nie wiedziałam, że może być jeszcze gorzej.
Po powrocie do domu poszły w ruch książki o górach, albumy i
wreszcie zrobiłam użytek z mapy. Szukałam dróg którymi chodziliśmy i tak się
zaczęło na dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz