Z pięciodniowym opóźnieniem i wielką nadzieją, we wtorkowy,
późny wieczór wyruszyliśmy. Z przerwą na Pieskową skałę i Ojców, wieczorem
następnego dnia dotarliśmy do Zakopanego. Pomimo, że przez cały dzień było
pogodnie, wieczorem w Zakopanem padało. Pozostała nam jedynie nadzieja na
lepsze jutro. Została ona spełniona. Pomimo że ranek był zimny, pochmurny i mglisty, ale nie
padało, więc wyruszyliśmy. Busem do doliny Strążyskiej, dalej wędrówka, a może
raczej spacer ścieżką pod reglami w kierunku Kościeliskiej.
Poszliśmy też doliną za Bramką, szlakiem, wzdłuż strumienia, podziwiając
różne formy skalne.
Dalej
wstęp był już wzbroniony. W zlewisku z dwóch strumieni „kąpały się” piękne
kamienie.
Po
wyjściu z dolinki czekał na nas biały urwis, zaglądający do plecaków i skory do
wspólnych fotek..
Pomimo obaw pierwszy
dzień był udany. Nie padało. Po aklimatyzacji w pierwszym dniu, drugi miał być ambitniejszy. Jak bardzo,
miało się okazać w drodze. W planach była Chochołowska i szlak papieski. Mnie
korciło więcej. Do
schroniska droga jest łatwa, zwłaszcza jeśli skorzysta się z „Rakonia”. Stąd widok na Kominiarski Wierch, polanę i kierunek w
dolinę Jarząbczą.
Chwila
zadumy w miejscu , do którego w czerwcu 1983 roku dotarł Papież……
…….i ruszamy
dalej. Marek jeszcze nie wie dokąd, a ja mam nadzieję, że na Trzydniowiański
Wierch. / 1.758m n.p.m /. Z miejsca, w którym jesteśmy, nie widać go, ale to
lepiej. Wysokość mogłaby zniechęcić. Oczywiście nie mnie.
Cudowne
widoki na doliny Jarząbczą, Starobrociańską i Chochołowską, szczyty posypane
śniegiem i ta daleka przestrzeń. Stąd widoczny jest nawet słowacki Rochacz.
Zejście przez Kulawiec i Krowi Żleb monotonne i dość
uciążliwe, ale lepsze do zejścia niż drogi w górę. Po długiej wędrówce
szlakiem, jeszcze piechotą z Zakopanego do „Anny”. Bardzo udany dzień, a lepszej
pogody nie można sobie nawet wymarzyć.
Kolejny
trzeci dzień ma być trochę łatwiejszy, zwłaszcza, że rano pada lekki deszczyk.
Jedziemy do Jaszczurówki. Na mojej mapce pozostaje nie zakreślona dolina
Olczyska. Do Olczyskiej Polany to raczej spacerek, tyle że pokrapiany deszczem.
Dalej w kierunku Kopieńca, nie jest już tak łatwo. Ciągle pod górę . Nachylenie
ponad 45 stopni, ale dobrze, że przestało padać.
Na Kopieńcu już
byłam, więc tym razem przejdę się polaną pod Kopieńcem. Niedawno musiały tutaj
paść się owce. W szałasach jeszcze pachniało dymem.
Na niebie chmury, przez które przebijały się ośnieżone
szczyty. Powrót do Toporowej Cyrhli i drogą Oswalda Balzera w kierunku Zakopanego. O tej porze roku łatwo zatrzymać busa, ale przedtem jeszcze fotki z tego miejsca.
Z busa
wysiedliśmy przy hotelu Imperial, do „Anny” stąd niedaleko. Kąpiel, krótki
odpoczynek i na Krupówki. Tym razem bywamy tam codziennie, chociażby w drodze
powrotnej ze szlaku.
Zanim wyruszyliśmy widok z balkonu był jeszcze dobry, potem
zaczęły nachodzić mgły.
Z Gubałówki widok był
zasłonięty mgłami już prawie cały, więc poszczególne szczyty oglądaliśmy tylko
na tablicy. Skorzystaliśmy jednak ze zjeżdżalni. Super zabawa.
Kolejny dzień to niedziela. Znowu bez konkretnych planów
docelowych. Pójdziemy, a dokąd dojdziemy, to się okaże. Dlaczego jednak
wybrałam na start Kuźnice ? Chcę sprawdzić po raz kolejny, smak szarlotki z
widokiem na Kasprowy? A może mam nadzieję na coś więcej ? Może.
Już przed dziewiątą jesteśmy w Kuźnicach. Ludzi prawie
żadnych. Kolejka nieczynna, a piechurów mało. Zatrzymujemy się w kaplicy sióstr
Albertynek.
Odprawiana
jest akurat msza. Przed drzwiami kaplicy stoją plecaki. Oprócz dwóch sióstr i
zakonnika, są tam jeszcze tylko cztery osoby. We mszy uczestniczą, jak się
potem okazało jeszcze inne zakonnice, ukryte za kratą. Po mszy zaglądamy do
pustelni brata Alberta i ruszamy na Kalatówki.
Znowu cisza i
spokój. Niewielu turystów. Kawa i szarlotka .Widoki . Po raz pierwszy spotykam
w tym miejscu pasące się owce, więc ciszę przerywają dzwoneczki przewodników
stada.
Dalej idziemy
do schroniska na Kondratowej Hali. Z głębi lasu dochodzą pomrukiwania
niedźwiedzia. Na ścieżkę chyba nie wyjdzie, bo jest tu już spory ruch i głośno.
Z pewnością bardziej się boi niż my.
Przy
schronisku czas na posiłek, odpoczynek, podziwianie widoków i dalej w drogę.
O Giewoncie jeszcze nie mówimy, ale idziemy przez Piekło na
Kondracką Przełęcz. Chociaż nie jest łatwo, idzie tym szlakiem 76 letnia
babcia. I to ona nadaje tempo. Z daleka widać olbrzymiego jelenia. Lornetka przypadkowego
turysty pozwala zobaczyć go lepiej. Miejscami leżą duże płaty śniegu. Jest
jednak bardzo ciepło i słonecznie. Wymarzona pogoda. Wreszcie docieramy na
Przełęcz. Byłam tutaj przed rokiem, ale nie miałam czasu iść na Giewont. Teraz
jesteśmy tak blisko i nigdzie się nie spieszymy.
Ta
charakterystyczna góra z krzyżem na samym szczycie kusi. Wiem, że nie tylko
mnie. Decydujemy się, że wchodzimy. Jak zwykle, im wyżej to ciekawsze, rozległe
widoki.
Do Wyżniej
Kondrackiej Przełęczy droga jest bardzo łatwa. Trudności zaczynają się od
łańcuchów. Już miałam obawy, że mi się nie uda. Ale trud się opłacił. Dobra
pogoda sprawiła, że widoczność była super. Zakopane jak na dłoni. Maszt na
Gubałówce jak szpilka.
Szczyty odkryły się we wszystkich kierunkach.
No i średnia
wieku na szczycie, nieprzyzwoicie zawyżona przez nas, to około 20 lat.
Teraz
trzeba jeszcze bezpiecznie zejść. Pójdziemy przez Grzybowiec do doliny Strążyskiej. Same
kamienne schody. Jednak wciąż jest co podziwiać.
Giewont już
został za nami. Słońce zachodzi
i trzeba się spieszyć. Jeszcze
raz, z innej strony spoglądamy na dzisiejszy szczyt. Widzimy go w ostatnich
promieniach światła. Za chwilę
będzie ciemno. Od polany Strążyskiej wracamy w zupełnych ciemnościach.
Na szczęście na wylocie spotykamy wcześniej poznanego
turystę z Krakowa, który proponuje podwieźć nas do centrum.
Poniedziałkowy ranek znowu pogodny. Widok z okna zachęca do kolejnego
wyjścia.
Niestety
trzeba wracać do domu. Po drodze Wieliczka i wieczór w Krakowie. I do zobaczenie w przyszłym roku. Chociaż szlaki
na mojej mapce są prawie pełne, wiem, że to nie koniec. Jeszcze tu wrócę. Szlaki w Polskich Tatrach mają 350 km. Ile przeszłam, jeśli
część przeszłam kilkakrotnie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz